Karty dań, czyli menu w naszych restauracjach są szczęśliwie coraz bogatsze, zarówno pod względem ilości oferowanych dań jak i ich różnorodności. Ba, zdarzają się nawet prawie dzieła sztuki. Menu oprawne w deski, skórę, czy skromnie w tekturę obciągniętą płótnem, ale za to np. zdobionym wyszywankami w motywy kaszubskie jak w zajeździe "Kot" pod Kościerzyną nie należą do rzadkości.

Ba, spotkałem się w Bielsku Białej, sorry, ale już nie pamiętam nazwy lokalu, z menu na krawacie, który otrzymywał płatnik rachunku na pamiątkę. Gdzie tam do nich starym kartom dań z lat siedemdziesiątych, które wtedy namiętnie kolekcjonowałem. Mam przynajmniej kilkadziesiąt sztuk, głównie z knajp toruńskich i bydgoskich. Oprawione najczęściej w okładki z jakichś bordowych czy granatowych tworzyw sztucznych. Same karty pisane na maszynie przez kalkę, ale za to codziennie nowe. Dziś zmiana treści menu odbywa się raz na kilka miesięcy. Tyle że dzisiejsze są z reguły bogatsze, więc przez tych kilka miesięcy gość może sobie wybrać małe co nieco, niespecjalnie się powtarzając. Chociaż też były tu chlubne wyjątki. Zachowałem kartę dań z restauracji hotelu "Kosmos" w Toruniu, dokładnie z 18 listopada 1974 r. Co tam mamy, proszę szanownych Czytelników? Na początek klasyka, dokładnie jak dzisiaj, czyli np. śledź w oleju - 4,50 starych złotówek czy tatar z polędwicy już za całe 7,20. Dziś już bardzo rzadkie w restauracjach, ale wtedy bardzo popularne pieczarki z cebulką po 5,20 zł. Z zup - mój ulubiony barszcz z krokietem za 3,30 albo pieczarkowa za 3,50. Oczywiście jest pomidorowa, rosół, czy mało obecnie spotykany krupnik na podrobach. To była pychota, chociaż, jak pamiętam, piekielnie tłusta i wymagała natychmiastowej wysokoprocentowej neutralizacji. Specjalnością kuchni była polędwica po angielsku ze słonym masłem, cytryną i frytkami - cała dobroć 14,50. Na życzenie mogła być nawet krwista! Jak szaleć to szaleć - schab z ananasem zawijany z serem - danie luksusowe - 21 zł! No i rzadkość, tego dnia akurat w menu nieobecna - pieczeń barania w borówkach - ale czasem w "Kosmosie" podawana. Już nie pamiętam ceny, ale warta była paru dni późniejszego żywienia się w studenckiej stołówce zupą z dowolną ilością chleba - po 1 zł talerz.

Skąd mi akurat przyszło na takie wspominki? Po ostatnim dłuższym rajdzie po kraju zwróciłem uwagę właśnie na ciekawą formę właśnie menu, czy np. sposób podawania rachunku. W ulubionej mojej knajpce "Abro" pod Augustowem, przy płaceniu można sobie (naprawdę skromną, jak na ilość i jakość potraw) wysokość należności osłodzić bezpłatnym lizakiem. Zjedzoną właśnie dzisiaj beznadziejną, twardą i zimnawą golonkę w folwarku "Klepisko" w Zegrzu wyceniono w wielkiej, stosownej do wysokości rachunku, drewnianej łyżce. W kilku naprawdę niezłych restauracjach rachunek podaje się w pluszowych puzderkach z towarzyszeniem elegancko opakowanych cukierków.

Bardzo przyjemną formę regulowania należności ma ulokowana prawie pod moimi oknami "Oaza Kabacka" w Warszawie. Wysokość kwoty osładza gratisowy kieliszek likieru. Jako że do domu parę kroków i samochód już w garażu - nie odmawiam. Jest to chyba nawiązanie do dobrej tradycji knajpek włoskich. Gdy po tygodniu wieczornych posiedzeń w jednej z podrzymskich kafejek zostałem kiedyś uznany już za stałego bywalca, po zapłaceniu rachunku barman nieodmiennie stawiał kieliszek świetnej anyżówki.

Wydaje się, iż dla stałych gości i nasze szczycieńskie knajpki mogłyby się zdobyć na taki mały, ale bardzo miły gest. O ile pamiętam, spotkałem się kiedyś z czymś takim w "Filipsie", ale jakoś chyba ten miły zwyczaj zanikł. Wracając natomiast do menu - też już bardzo dawno temu w rybnej - jedynej w centrum Warszawy - restauracji przy Placu Zbawiciela, w menu wpięta czy wklejona była łuska ryby oferowanej do spożycia. Nie za bardzo pamiętam jak to wyglądało z węgorzem, ale to chyba ze względu na tłustą, wymagającą natychmiastowego zneutralizowania konsystencję tej rybki.

Wiesław Mądrzejowski

2006.04.26