Odcinek 49

Wiosna zakwitła tysiącami kwiatów na obrzeżach mazurskich lasów, łąkach i ogródkach mieszczneńskich mieszczan. Powoli budziły się do życia zwierzątka duże i małe. Bobry przy rzeczkach cięły co noc drzewa niczym tropikalny huragan, łosie wychodziły z głębokich ostępów, ogryzały świeże pączki na brzozowych gałązkach. Tysiące mew kończyły powoli ucztę w centrum Mieszczna zafundowaną im osobiście przez Długala. Pracowicie połykały tony śniętych ryb, które wypłynęły z otchłani mieszczneńskiego jeziora. Najbardziej żarłoczne nie były w stanie poderwać do lotu spasionych brzuchów i stawały się łatwym łupem wygłodzonych po zimie kotów. Gdyby w najbliższych wyborach mogli wziąć udział nasi młodsi bracia, Długal nie miałby żadnych konkurentów.

Powiewy wiosennego wiatru unosiły nad Mieszcznem tumany kurzu, jeszcze z ubiegłego roku jak i prawie świeżego piachu homeopatycznie sypanego na pokryte niedawno lodem ulice. Po zimowej śpiączce budzili się powoli i ludzie Długala. Gdzieniegdzie pojawiały się już nawet postacie operujące miotłami w tempie przypominajšcym muchy wychodzące z zimowego letargu.

- Powoli, powoli, nie ma się co spieeeeeeszyć... - ziewnął Długal. - Przyjdzie deszcz, to zmyyyyyje! Albo i nie zmyyyyyje? - zamyślił się podpierając brodę.

- A co będzie, jak nie zmyje? - zaniepokoiła się pani Solińska, nieodłącznie towarzysząca Długalowi, na dobre i na złe.

- No to trzeba będzie posprząąąąąąątać... - Długal przymknął jedno oko, a powieka drugiego miała wyrażną ochotę dołączyć do koleżanki.

- Tak, tak! Właśnie posprzątać! Mamy tu naprawdę problem! - podskoczyła pani Solińska.

- Jaaaak jeeeest problem, to trzeba go rozwiąąąąąąązać - Długal oparł brodę na dłoniach i zapadł w intensywną drzemkę.

- Tak właśnie tak! Ale ten Chruściel i Boryński... - usiłowała zainteresować szefa.

- Proooooszę mi nie zawracać głowy, chyba żeby dzwony biiiiiiły - klasyczne kształty długalowej czaszki miały właśnie opaść na rozpostarte już i miękko oczekujące dłonie, gdy sens wypowiedzi pani Solińskiej wywołał w jego szarych komórkach zaiskrzenie długiego szeregu ostrzegawczych lampek.

- Hola! Hola! - potrząsnął rozłożystym wieńcem owłosienia. - Co Chruściel, co Boryński?!

- No właśnie, chcą od nas forsy! I to dużej forsy! - zapieniła się Solińska niczym brzeg jeziora po kolejnym spuście ścieków z nietykalnego jak dotąd zakładu.

- No to im dołożymy, tylko na co?

- Na sprzątanie ulicy - uściśliła.

- A jakiej uuuuuuulicy? - Długal znów zapadał w drzemkę.

- Sierotki Marysi! - Solińska wstała i chwilą ciszy uczciła pamięć bohaterki narodowej legendy.

- No to tym bardziej dołożymy się do zrzutki! - Długal wykorzystał krótką chwilę ciszy na dziesięciosekundowe senne marzenia o treści niestety sprzecznej z kryteriami Rady Etyki Mediów, w związku z czym nie zostaną uwiecznione na tych stronach. A szkoda, gdyż pani Solińska w młodości...

- Tylko Dyrektor i pani Stasia nam nie pozwalają, uuuuuu... - zapłakała bohaterka sennego erotyku.

- Tego to już za wiele! - serce Długala, chociaż niesłusznie ulokowane po lewej stronie, było wrażliwe na łzy niewiast i porykiwanie puszczańskich niedźwiedzi.

- Wysprzątamy ulicę Sierotki Marysi, nawet żebym miał własnoręcznie złapać za odkurzacz! - z oczu sypnęły mu się skry zdecydowania, co jak zawsze wywołało pożar w sercu pani Solińskiej.

- Tak nie można! Pan sam, w pierwszej linii, z piersią odsłoniętą na ciosy wrogich hord!? - łzy spłynęły po jej szczerym aż do bólu obliczu.

- No, nie sam! Razem z Chruścielem i Boryńskim... Chyba? - zastanawiał się przez chwilę.

- Ale raz kozie śmierć! Idziemy na całość! Ulica Sierotki Marysi to nie tylko droga powiatowa i gminna, ale nasza! Nasza polska! Przecież tam biją nam dzwony i Szeryf bije zbójów brodatych! Nie może latem owsem zarastać! Wspólnym trudem posprzątamy! - mocarną pięścią uderzył w stół.

- Tak, tak! - podskoczyła. - Wspólnym trudem! Tylko żeby jakąś podkładkę... - zamyśliła się. - Bo Dyrektor za nic nie odpuści!

Długal rozprostował kości z trzaskiem niepokojąco przypominającym pękanie kory na drzewach w zimową mroźną noc. - Dawać mi tu Szeryfa!

Krótka telefoniczna konferencja z władzą bezpośrednio wykonawczą oraz jeszcze krótsze narady z Chruścielem i Boryńskim stały się przyczyną pewnych zakłóceń w funkcjonowaniu arterii nazwanej imieniem bohaterki dziecięcych lektur z pięknych lat ubiegłego wieku.

Na obu końcach Mary Orphan street - jak dla uczczenia przyjaźni mieszczneńsko-alaskańskiej oficjalnie nazwano tę, no, niech będzie - ulicę, stanęły wzmocnione patrole gwardii warszawskiego bajkopisarza i wielbiciela urody niewieściej. Nie była to jednak kolejna akcja przeciwko drogowym korsarzom czy handlarzom szczęścia w pigułce.

Pytania, jakie zadawali uzbrojeni w socjologiczną broń ankiet funkcjonariusze dotyczyły tylko adresów zamieszkania i celu przebywania w tym miejscu.

- 41 procent to tranzytowcy, 34 - stali mieszkańcy Mieszczna, a pozostali to elektorat naszej drogiej gminy zmierzający na rynek - Długal podsumował wyniki ankiety. I tak pokryjemy koszty sprzątania. Czy ktoś jest przeciw? Chruściel i Boryński zgodnie kiwnęli głowami.

- No to teraz niech szanowny Dyrektor podskoczy jedynej w kraju zgodnej koalicji - uśmiechnął się Długal.

- Przynajmniej w tej sprawie... - Chruściel wydął wymownie wargi.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2006.04.26