odc. 108

- Nie ma innego wyjścia! Uciekamy do przodu! – pani Dolińska mocnym klapnięciem zamknęła okładki segregatora.

- Roma locuta causa finta – szepnął Nikifor, który w dalekiej i słusznie zapomnianej przeszłości odebrał klasyczne wykształcenie ogólne w miejscowej alma mater imienia Obrońców Wiednia, gdzie poprzedni reżim zmuszał dziatwę do przyswajania łaciny. Pozostali współpracownicy pani Dolińskiej milczeli. W całkowitej ciszy regularnie szumiał pilniczek, którym Niusia Robaczek cyzelowała kształt paznokci.

- Jak tak, to tak… - Kowalski poparł decyzję szefowej, nikt zresztą nie spodziewał się czegokolwiek innego.

- Mieszczno i jego działkowe ogródki nie mogą pozostać na marginesie Europy! Poprzednie władze nic nie zrobiły dla uratowania żelaznych więzi ze światem. Co nam zostało? – pytanie zawisło w upalnym powietrzu.

- Cztery kursy do województwa – precyzyjnie podsumował Kowalski.

- Tak właśnie! Na naszym kiedyś tętniącym życiem dworcu powoli wyrastają drzewka, a trawę na peronach można kosić co tydzień. Gdzie te tłumy, które wysypywały się latem z każdego wagonu? Gdzie nasi mieszkańcy wyjeżdżający w szeroki świat i stamtąd powracający? Jak teraz mają wrócić, kiedy ze stolicy do Mieszczna można dojechać tylko autokarem po dziurawych drogach Mazowsza? Szkoda gadać! Zamiast luksusowo usiąść w przedziale, pooglądać nieskażone cywilizacją krajobrazy, tłuczemy się śmierdzącymi autobusami.

- A samochody? – wtrąciła Niusia, od niedawna właścicielka eleganckiego „focusa”.

- A samochody to już niedługo odstawimy na kołki, i to na długo! – zagrzmiał poruszony do żywego Nikifor. – Wacha lada moment będzie po piątalu! Zobaczcie, co się dzieje pod pompami. Nasi mieszczneńscy szejkowie chyba pierwszy raz zeszli do średniej wojewódzkiej, bo prawie nikogo już nie stać na takie ceny.

- Latem sobie odbiją na turystach – skrzywił się Kowalski.

- Akurat! Zobacz, jaki żar, woda w jeziorach już ciepła jak w sierpniu i co? Nawet dacze puste, bo kogo stać na parę stówek za weekendową wycieczkę.

- To tym bardziej musimy wejść w kolej, znów uruchomić połączenie nie tylko do Olsztyna, ale jak dobrze pójdzie to do stolicy i Łodzi, bo stamtąd mamy najwięcej daczowników. Nie ma innego wyjścia – sprecyzowała pani Dolińska.

- Samo Mieszczno to jeszcze mało, dobrze by było jakby pociągi poszły dalej, do Rucianego, Pisza, Ełku… Całe Mazury przed nami – Kowalski przeciągnął palcem po mapie.

Kilka głów z zainteresowaniem nachyliło się nad kolorowymi arkuszami.

- A może by tak znów do Biskupca – Nikifor wskazał palcem czarną kreskę. Kowalski aż podskoczył.

- Nie widzę powodów, aby odgrzewać wyborcze pomysły Chruściela. Z księżyca drezyną wzięte!

- Ale to piękne tereny, jakieś dwa pociągi dziennie dałoby się zapełnić – Niusia nie miała antychruścielowych kompleksów.

- Dobrze by było policzyć, ile to będzie nas kosztować – Kowalski powrócił do rzeczywistości.

- Da się wytrzymać – pani Dolińska wyjęła z teczki kilka tabelek. – Jeżeli dorzucą coś inwestorzy ściągający drewno i wysyłający nasz piasek, parę groszy dorzuci też województwo i coś niecoś skapnie z unii, to możemy w to wchodzić spokojnie. Mamy rezerwy, zima była lekka, jest parę dobrych działek do sprzedania… Wyjdziemy na swoje!

- To teraz tylko dogadać się z innymi i w przyszłym roku „wsiąść do pociągu byle jakiego” – zanucił Kowalski.

Nikifor od pewnego czasu niespokojnie kręcił się na krześle. – Cholera, mogą być pewne problemy!

- Jakie jeszcze? – pani Dolińska lekko się zniecierpliwiła.

- Franek Baczko! Już położył łapę na torach! O, spójrzcie tutaj … - Nikifor z innego segregatora wyjął kilka kartek.

- „Przetarg na złom kolejowy” – głosił nagłówek.

- A co to znów? – zdziwiła się pani Dolińska.

- Chyba wiem! – Niusia odłożyła pilniczek – Nawet sama się zastanawiałam, czy w to nie wejść, ale mi w końcu nie wypada jako samorządowcowi – zadarła do góry nosek.

- Ale w co?

- Jak tylko poszło w Polskę, że kolej odpuszcza tory od Mieszczna na północ, ogłoszono przetarg na rozbiórkę torów i zakup starych szyn.

- I terenów, przez które przebiegały – dorzucił Kowalski, nie wiadomo dlaczego się rumieniąc.

- No i co? – Dolińska zacisnęła wargi w wąską kreskę co, świadczyło o przynajmniej silnym wzburzeniu.

- Wygrał Franek Baczko – potwierdził Kowalski.

- Jak to wygrał? Tak sobie teraz rozbierze tory i sprzeda na złom? Jak tak można?! – wzburzenie pani Dolińskiej osiągnęło stopień maksymalny.

- Biznes to biznes – westchnął Nikifor – A swoją drogą ma ten Franek łeb do interesu, kto by się spodziewał, że ze zwykłego zbieracza makulatury

wejdzie w taki biznes?!

- Ale przecież tak nie możemy tego zostawić, te tory są potrzebne nie tylko nam, ale całym Mazurom! – zaperzyła się Dolińska.

- Nie ma innego wyjścia, musimy się jakoś z Frankiem dogadać, coś mu w zamian zaproponować, bo inaczej zostanie nam wacha po pięć zetów!

– westchnął Nikifor.

Marek Długosz