Co mi akurat przyszło do głowy z tym faszerowaniem? Bo właśnie jadąc w słoneczne popołudnie do Szczytna zatrzymałem się w jednej z restauracji, gdzie wpadam od lat na faszerowanego szczupaka właśnie. Z orzechami zresztą, a wszystko zalane doskonałą galaretą. Takie dwa uczciwe kawałki na jedną porcję w zupełności wystarczają na lekki obiad. Za jedne 12,50. Jest to klasyczny szczupak bez większych dodatków do farszu. Rzecz jasna znajdziemy tam bułkę tartą z chrzanem i śmietaną oraz drobno posiekaną cebulką. Orzechy zaś są zarówno uzupełnieniem farszu (bardzo drobno posiekane) jak i zewnętrznym dodatkiem do galarety. W większych rozmiarach, czyli faszerowanego szczupaka na półmisku w całości, od lat jadam w Szczytnie "Pod Różą" i od lat jest to przebój wieczoru. Jak mówi sama właścicielka lokalu, cała tajemnica tkwi w tym, że szczupak musi być zawsze bezwzględnie świeży, a reszta to już latami wypracowana technika. I oby jak najdłużej...

Ale nie tylko rybka faszerowana może być daniem godnym najlepszego stołu. Sklepy, nawet teraz na przednówku (kto jeszcze pamięta, co to był przednówek, w szkole tego nie uczą już niestety), są pełne świeżych warzyw, więc taki bukiet faszerowanych jarzyn jest daniem dostępnym, niedrogim i łatwym w wykonaniu nawet dla początkującego kucharza. Można się też wykazać kuchenną pomysłowością. Byłem niedawno na niezwykle atrakcyjnej, nie tylko kulinarnie, kolacji, gdzie poza godnym towarzystwem, atrakcją wymyśloną i przygotowaną przez pana domu (tak, tak i w żaden sposób nie odebrało mu to dobrze widzianej przez panie męskości, ba, zazdrościłem mu tych spojrzeń, jakimi był obdarzany, gdy w gustownym fartuszku serwował przesmaczne cuda) był zestaw faszerowanych warzyw. Na stole pojawiały się obok siebie faszerowane pomidory, papryki, cukinie i bakłażany. Wszystko prosto z dobrego marketu. Przy okazji - mamy w Szczytnie mnóstwo marketów, ale tylko w jednym (nie będę za darmo robił reklamy i tak każdy wie, o który chodzi) jest bardzo dobry dział warzywno-owocowy. Osobiście raczej jednak, gdy mogę, kupuję warzywa na rynku, chociaż jak podejrzewam pochodzą z tego samego źródła. Ale wracamy do stołu. Każde z warzyw było wypełnione innym farszem. Cukinie nadziano pieczarkowo-szpinakowym. Nie znałem do tej pory takiego miksu i muszę przyznać, iż jest warty polecenia. Szczególnie, gdy szpinak zostanie "złamany" czosnkiem, następnie złagodzony natką pietruszki i przykryty kocykiem z parmezanu. O tym, że został uzupełniony odrobiną mielonego boczku, gospodarz powiedział mi zupełnie po cichu.

Klasyczny farsz znalazł się w papryce, chociaż czy tak zupełnie klasyczny? Otóż zamiast mieszanki wołowo-wieprzowej jego podstawą była koalicja egzotyczna niczym niemiłościwie nam panująca, czyli wieprzowo-barania. Zamiast ryżu wypełniaczem stała się poszatkowana świeża kapusta, a całość dopełniono ciekawie dobranymi przyprawami i zieleniną. Na wierzchu ułożono duże plastry pomidorów efektownie pod koniec zapiekania zalane śmietaną.

Dla obecnych wegetarian (z całym szacunkiem i nawet podziwem, nie jestem w stanie zrozumieć, jak można wyrzec się tylu przyjemności z bycia zwierzakiem mięsożernym, ale to już takie moje osobiste zboczenie), przygotowano pomidory faszerowane miksem serowym. Podstawą wypełniacza była bryndza dokładnie zmieszana z niewielką ilością rokpolu i dosłownie podobno małym kieliszkiem białego półsłodkiego wina. Oczywiście wszystko świetnie przyprawione, jak dało się wyczuć, bazylią i delikatnie zaznaczonym czosnkiem.

Zjedzono to wszystko radośnie do ostatniej okruszyny, ba, z resztek gdzieś tam pozostawionego w kącie lodówki farszu mięsnego, na ogólne życzenie gości zostały przygotowane pikantne smażone klopsiki. Na deser.

Wiesław Mądrzejowski

2007.04.11