Każda kuchnia ma swoją specyfikę, nawet ta, która bazuje na gotowych daniach dostarczanych do domu z pizzerii, barów czy firm kateringowych. W ubiegły weekend trafiłem na niespodziewaną szybką kolację zamówioną przez gospodarzy w takiej właśnie firmie. I przyznam, że była to kolacja nad wyraz smaczna, ba, w niektórych elementach nawet wykwintna! Po prostu dostarczone produkty, zanim trafiły na stół, młoda gospodyni, na co dzień zapracowana bizneswoman, dopracowała we własnym zakresie. Przede wszystkim używając, jak się okazało, ogromnego zestawu ziół, gotowych sosów, warzyw i kulinarnego talentu. Taki wydawałoby się banalny pieczony kurczak potraktowany mieszanką Wu-hsiang fen (zapisałem sobie dokładnie) z lekko dominującą nutą anyżku i skropiony przed włożeniem do mikrofali paroma łyżeczkami ginu, nabrał cech szlachetnych. Odrobina alkoholu spowodowała, że chińska przyprawa szybko przeniknęła przez spieczoną skórkę aż do białego mięsa. Sama zaś skórka nabrała tak pożądanej chrupkości. O innych daniach wspominać nie będę, może tylko o tym, że swojska pizza, potraktowana szybko sporządzoną mieszanką czosnkowo-kawiorową na odrobinie gorącego masła staje się naprawdę potrawą rozpustnie wyszukaną. I kto powiedział, że sztuka kulinarna zaginie, a młodzież gotować nie potrafi? Co do gotowania to nie będę się spierał, za to atrakcyjnie przygotować potrawy na stół to też duża sztuka.

Zainspirowany tym miłym spotkaniem postanowiłem po powrocie do Szczytna zrobić w końcu porządek w posiadanych przyprawach. Akurat udało się kupić w sklepie z akcesoriami bardzo poręczny i estetyczny zestaw pojemników na różnego rodzaju dodatki kuchenne. Niewielkie słoiczki umieszczone w pionie po cztery jeden nad drugim umożliwiają szybkie dotarcie do właściwej przyprawy bez długiego szukania w torebkach poukładanych po szufladach. Tylko jak je poukładać, aby to miało jakiś sens. Przecież nie alfabetycznie!

Z pierwszymi rzędami nie było problemów. Wszystko, co ostre, czyli odmiany chili, papryki i pieprzu. Obok tarta gałka muszkatołowa, cynamon, curry, szafran i kminek. Dlaczego akurat tak? Bo... Właśnie, bo tak mi akurat się wydaje, że mogą się nawzajem uzupełniać w różnych zestawach. Dalej - zioła prowansalskie, zioła włoskie, suszona zielona pietruszka i susz z własnoręcznie uprawianej i suszonej mięty. A gdzie jeszcze imbir, tymianek, kolendra oregano, majeranek...?

Dopiero układając zioła w te zestawy zdałem sobie sprawę, ile tego jest i jak rzadko wszystkie wykorzystujemy. Dlatego, jeśli można, doradzam właśnie taki stojący pod ręką pojemnik, do którego łatwo sięgnąć po coś oryginalnego. To samo dotyczy wszelkiego rodzaju gotowych sosów, past (mój ulubiony ajwar zajmuje honorowe miejsce na półce w lodówce), przypraw płynnych. Trzeba też pamiętać, że niektóre z nich powinny być przechowywane w lodówce a inne - jak np. bardzo popularny zielony pieprz, ocet balsamiczny czy ocet ryżowy tracą tam wiele ze swoich wartości. A wystarczy po prostu spojrzeć na etykietkę, gdzie najbardziej właściwy sposób przechowywania jest z reguły zaznaczony.

Przy okazji zachęcam do próbowania własnych oryginalnych zestawów przypraw do określonych potraw. I proszę się nie zrażać ewentualnymi pierwszymi niepowodzeniami. Gdy sobie dziś przypomnę, jak trzydzieści parę lat temu znalazłem ciekawy przepis na kurczaka w curry... W każdym razie jakoś tak się złożyło, że lekko pomyliły mi się proporcje przy komponowaniu zestawu do natarcia nieszczęsnych ptaszków. Goście, zdopingowani rozchodzącymi się po maleńkim mieszkanku zapachami z pieca, gdzie kurczaki dojrzewały na ruszcie, ambitnie ruszyli do ataku, który trwał dokładnie do momentu włożenia do ust pierwszego kęsa. Od tej pory nigdy nie podam na stół niczego, czego sam wcześniej dyskretnie nie spróbuję.

Wiesław Mądrzejowski

2007.04.25