Czy brak własnego mieszkania i perspektywa długiego na nie oczekiwania usprawiedliwiają samowolne zajęcie lokalu? Sąd Rejonowy w Szczytnie uznał, że nie. Zdesperowanej rodzinie Cherkowskich trudno się z tym pogodzić.

Wyrok: eksmisja

Dziesięć lat tułaczki

Beata i Henryk Cherkowscy od początku małżeństwa mieli problemy ze znalezieniem mieszkania. Przez dziesięć lat tułali się po stancjach, wyszukiwali pustostany, by móc je zająć. Za każdym razem ich wysiłki kończyły się jednak niepowodzeniem. W listopadzie 2004 roku małżonkowie dowiedzieli się, że przy ulicy 1 Maja 4/7 zmarł lokator i zajmowane przez niego mieszkanie jest wolne. Nie namyślając się wiele, zajęli puste lokum.

Generalny remont

Od razu przystąpili do uprzątnięcia wnętrza, co nie było rzeczą łatwą, bo ich poprzednik słynął z nadużywania alkoholu i mało higienicznego trybu życia.

- Mieszkanie zostało przez niego zamienione w melinę - opowiada pani Beata. - Nie sposób opisać tego, co tam zobaczyliśmy po wejściu. Na zniszczonych domowych sprzętach zalegała kilkucentymetrowa warstwa brudu, z pomieszczenia wydobywał się zatykający oddech fetor.

Wraz z mężem wywiozła na wysypisko śmieci rzeczy po poprzednim lokatorze, wymienili drzwi, przeprowadzili dezynfekcję, zmienili też podłogę w łazience, położyli tynki szpachlowe w kuchni, pomalowali ściany.

- To niesamowite, że w tak krótkim czasie doprowadzili mieszkanie do ładu. Dobrze, że tu zamieszkali, bo poprzedni lokator przysparzał nam niemało problemów - mówi jeden z sąsiadów. Dziwi się też, że w opinii urzędników Cherkowscy nie zasługują na otrzymanie zajętego mieszkania, a ich poprzednik, który nie płacił czynszu i zamienił lokal w melinę, był traktowany jak pełnoprawny najemca.

Przeprowadzenie remontu wymagało od małżonków poniesienia dużych kosztów. Pani Beata jest bezrobotna, cierpi na astmę oskrzelową i ma z tego tytułu orzeczony trzeci stopień niepełnosprawności. Jej mąż nie ma stałego zatrudnienia, pracuje dorywczo na budowach.

- Pieniądze na remont dała nam mama. To taka bezzwrotna pożyczka - mówi kobieta.

Małżonkowie wraz z sześcioletnim synem Pawłem na stałe są zameldowani u jej matki przy ulicy 1 Maja 2, ale nie sposób tam mieszkać ze względu na panującą ciasnotę. Dwupokojowy lokal zamieszkuje, poza matką, jeszcze siostra pani Cherkowskiej z kilkuletnią córką.

Wystarczyło otworzyć drzwi

Kiedy do Urzędu Miejskiego dotarła informacja o zasiedleniu lokalu przez Cherkowskich, wezwano ich do natychmiastowego opuszczenia nowej siedziby. Gdy odmówili, ZGK złożył w Komendzie Powiatowej Policji zawiadomienie o włamaniu. Małżonkowie utrzymują, że nie może być o tym mowy, bowiem zajęte przez nich mieszkanie nie zostało w żaden sposób zabezpieczone.

- Żeby tam się dostać, wystarczyło tylko otworzyć drzwi. Zresztą po wejściu zastaliśmy tam nietrzeźwego znajomego poprzedniego lokatora, który akurat spał - twierdzi Beata Cherkowska.

Znikąd pomocy

Przed szczycieńskim Sądem Rejonowym toczyły się dwa postępowania w sprawie Cherkowskich. W połowie lutego 2005 roku warunkowo umorzono postępowanie karne wobec nich. W maju sąd nakazał rodzinie opuszczenie i wydanie zajmowanego mieszkania administratorowi. Ponadto uznał, że nie przysługuje jej prawo do lokalu socjalnego. W praktyce oznacza to eksmisję na bruk.

Cherkowscy nie dostali jeszcze uzasadnienia wyroku, nie orientują się też w przepisach.

- Nie odwoływaliśmy się od decyzji sądu, bo powiedziano nam, że minął już termin. Poza tym nie stać nas na adwokata - mówi Beata Cherkowska. Kobieta próbowała szukać pomocy u radnych - Moniki Hausman-Pniewskiej i Jerzego Cimoszyńskiego.

- Za każdym razem obiecywali, że do mnie oddzwonią, ale kończyło się tylko na obietnicach. Dokądkolwiek pójdę, wszędzie spotykam się z brakiem zrozumienia, obojętnością i arogancją. Urzędnicy mają pretensje o to, że nagłośniłam sprawę, zarzucają samowolkę i złamanie prawa. Znikąd pomocy - żali się Beata Cherkowska. Zapowiada jednak, że nie będziemy respektować wyroku sadu.

- Nie możemy się teraz poddać. Zbyt dużo zainwestowaliśmy - mówi zdesperowana kobieta.

Bez gazu, prądu i wody

Mieszkanie przy ulicy 1 Maja 4/7 mieści się na strychu przedwojennej kamienicy. Liczy niespełna 25 m2. Wewnątrz znajduje się niewielka kuchnia, łazienka i jeden pokój. Cherkowscy przedzielili go segmentem, by stworzyć osobny kąt dla Pawła, który od września pójdzie do szkoły. W lokalu nie ma centralnego ogrzewania, odcięty jest prąd, gaz i woda. Tę ostatnią Cherkowscy przynoszą wiadrami od mieszkającej w sąsiednim bloku matki pani Beaty. Podczas ulewnych deszczy w jednym miejscu przecieka nieremontowany od lat dach.

- Ludzie dziwią się, że kruszymy kopie o takie skromne mieszkanie, ale to wszystko, co mamy - mówi gospodyni.

Nie można tolerować bezprawia

Zakład Gospodarki Komunalnej i Urząd Miejski w sprawie Cherkowskich zajmują nieprzejednane stanowisko. Ich przedstawiciele są usatysfakcjonowani wyrokiem sądu.

- Nie można tolerować bezprawia. Ci ludzie włamali się do cudzego mieszkania - mówi Naczelnik Wydziału Gospodarki Miejskiej Ilona Bańkowska. - Tłumaczenie, że ponieśli koszty związane z remontem jest nieuzasadnione. Skoro tak zrobili, to ich sprawa. Nie mieli do tego żadnych uprawnień - dodaje. Co wobec tego stanie się z rodziną Cherkowskich? Naczelnik Bańkowska nie chce tego na razie zdradzać. Czeka, aż sprawą zajmie się komornik. Wygląda jednak na to, że małżonkowie nie dostaną lokalu zastępczego.

- Gdyby tak się stało, byłaby to przepustka dla innych, którzy chcieliby bezprawnie zająć mieszkanie. Nie można nikogo nagradzać za łamanie prawa - uważa naczelnik. Podobnego zdania jest dyrektor ZGK Leszek Mierzejewski.

- Na decyzję sądu w tej sprawie czekali już inni, gotowi włamywać się do lokali. Wyrok korzystny dla Cherkowskich oznaczałby dla nich zielone światło - mówi. W tej chwili w zasobach kierowanego przez niego zakładu nie ma żadnych pustostanów. Do niedawna było ich sześć, ale wszystkie zostały zasiedlone.

W UM złożonych jest 116 wniosków o przydział lokalu komunalnego. Rocznie miasto pozyskuje ich ok. 12-14, co stanowi kroplę w morzu potrzeb.

Ewa Kułakowska

2005.07.13